Za szybki do obrażania się to ja nie jestem.
Zresztą tekst na samym początku:"Normalnie ręce opadają" rozbraja mnie całkowicie. Jakbym miał właśnie usłyszeć długie i cierpliwe kazanie.
Nie ma sprawy bo poznać łatwo starych akwariarzy. Sam jestem synem akwarysty i jak to dawniej bywało wystarczyło ojcu kilka akwarii a ryby cokolwiek by nie było to szły na "pniu" do sklepów. Uczestniczyłem więc z ojcem w rajdach na akweny łowieckie planktonu gdzie często "mieszało" nawet kilkunastu akwarystów to oczywiście od razu nowe znajomości, wzajemne odwiedziny, handlowanie itd. W sumie fajna atmosfera i wielka frajda jako dzieciaka dla mnie była. Dzisiaj jest inaczej i jak neonnet machnął parę zdań to niemal gwozdek do trumny dla wielu chętnych na tą rybkę. Ja sam opisując że przez kationit robię i "pełny luz" w sumie i tym podobne już stworzyłem nadzieje na "prostszy" sposób. Owszem dla mnie po całym szeregu porażek to tak, ale jak się okazuje, że jednak trochę trzeba się przygotować to wielu natychmiast mina rzednie.
Bo tak mam wrażenie że za dużo dzisiaj osób mysli jak by tu rozmnożyć lecz się nie narobić.
No ale zawsze znajdzie sie parę takich zaciętych osób które wykorzystają z pewnością naszą "wymianę zdań" która przecież jak byk pokazuje że nie zawsze jeden jest sposób tylko każdy jakiś tam swój sposób ma. Obojętnie gorszy czy lepszy, bo zaczynający przygodę sam wyniesie z tego wskazówki dla siebie jesli tylko będzie chciał.
Człowiek pisząc, często intencje ma inne niż te które sucho wyjdą mu w słowie pisanym.
Ja "niechcący" pare razy tak się naciąłem.
Aż sie prosi by dorzucić swoje na slowa karlosa dotyczące "pyłu" ze stawów.
Ano jedne stawy u mnie wyschły inne zarosły innym cywilizacja pomogła.
I taki problem mój że odpowiedni pokarm a zwłaszcza jego dostepność jest dla mnie decydująca. Parę lat dając spokój neonom zacząłem ostatnio znów się bawić z nimi i oczywiście jest o niebo lepiej ale próba wykarmienia całego stada pierwotniakiem by doszedł do artemii to jednak nie dla mnie. Po prostu nie mam nerwów posmakowawszy głównie wrotków ze stawów. Obecnie zaczynam odnosić niezłe wyniki w hodowli wrotków typu Brachionus zarówno w słonej i co ważniejsze słodkiej wodzie więc przyznam bez bicia że to dostępność dobrego żywego pokarmu zachęca mnie znów do prób rozmnażania.
Bo ja chcę dla własnej satysfakcji wychować najlepiej wszystko co sie urodzi.
Taki tik mam przejęty chyba od słuchania starych hodowców gdzie jak coś który kupował to oczywiście po to by rozmnożyć bo jakże mogło być inaczej?
No ale to każdy musiał wychować by mieć dowód w ręku. Choć mam wrażenie że wtedy to wiekszym wyzwaniem było same rozmnożenie a karmienie to tam wiadomo że się nałapie jak nie tu, to gdzie indziej. Przynajmniej w mojej okolicy gdzie teraz, jak mieszam siatką to co najwyżej wzbudzam rozbawienie przypadkowego przechodnia.
Trochę "z lekka" odbiegłem od tematu ale jakoś tak się nasunęło...
Pozdrawiam serdecznie.